W zeszył tygodniu pieliłam grządkę z poziomkami. Pamiętaj, że za pierwszym razem nic z mojego siania nie wyszło, ale obecnie mam cała długą grządkę poziomkowych krzaczków.
Pieląc przy ostatnim krzaczku zauważyłam pszczołę chodzącą po "piachu". Przez chwilę przestraszyłam się, że niechcący ciachnęłam ją motyką i teraz już na zawsze pozostanie uziemiona. Kucnęłam i obserwowałam ją przez chwilę. Chciałam jej jakoś pomóc, ale po chwili doszłam do wniosku, że rozsądniej będzie zostawić ją w spokoju. Przez cały czas starałam się, żeby na nią nie nadepnąć, ani nie zgnieść jej w inny sposób. Ostatecznie zniknęła, więc myślę, że jednak nie pozbawiłam jej możliwości swobodnego poruszania się.



Tego samego dnia stałam na chodniczku i rozmawiałam z Wujkiem. W którymś momencie pokazał mi, że po kieszeni mojej żółtej koszuli chodzi pszczoła. Cóż, widziałam to trochę wcześniej i niekoniecznie mi to przeszkadzało, ale pomyślałam, że jeśli niechcący jej coś zrobię to będzie przykro. Położyłam palec na jej drodze a ona się na niego wspięła. Chwilę obserwowałam jak drepcze po materiale rękawiczki. Przekazałam ją Wujkowi. Teraz oboje ją obserwowaliśmy.
To była pszczoła murarka. Fascynujące stworzenie. Tworzą tunele w piasku.



Kilka dni później jakaś pszczoła wpadła do mojej kuchni. Chodziła powoli, jakby skonfundowana po moim parapecie. Nalałam wody na łyżeczkę i podałam jej. To było bardzo ciekawe, przyglądać się jak pije dosłownie kroplę z tej łyżeczki. Później zaczęła chwiejnie chodzić po kwiatku.
Zostałam poproszona o to, by jednak wyprowadzić ją poza mieszkanie, więc wzięłam słoik. Pszczoła naprawdę musiała być pogubiona, bo weszła tam bez oporów i nie miotała się ani nic. Wystawiłam słoik przez okno w pokoju (gdyż w kuchni można tylko na uchył), a ona stwierdziła, że w uwięzi chyba jej się bardziej podoba. Popchnęłam słoik do przodu - nic. Poczekałam chwilę i powtórzyłam. Wtedy małe żyjątko "wypadło" ze słoika. I cóż, mam nadzieję, że zdążyła przypomnieć sobie od czego ma skrzydełka.


Popularne posty z tego bloga