"Cóż ja zmieniłem, cóż wniosłem dla Świata, co osiągnąłem?" Ostatnio naszła mnie taka myśl, że jako człowiek, niemalże każdy z nas spotyka się z taką myślą. Prawie każdy z nas chce COŚ osiągnąć w swoim życiu. Nie mówiąc o tym, że w ostatnich czasach wydaje się to niemalże wymagane. Przeglądając lub słuchając niektórych mediów zdecydowanie zderzam się z tym, że MUSISZ coś osiągnąć, być wielki, efektywny i efektowny. Nawet jeśli zagłębić się w nurt "slow" i inne zagadnienia obserwacji siebie i swoich potrzeb, tam też jest, choć nieco ukryte, dążenie do "osiągnięć". Zdaje się, że jeśli chcesz być po prostu zwykłym człowiekiem, chcesz robić zwykłe rzeczy = chcesz być nikim? To postawa wystawiona na wyśmianie. Bo trzeba chcieć więcej, trzeba mieć ambicje i osiągać rzeczy... Inną sprawą jest to, że nie doceniamy siebie za to co robimy. Często nie dostrzegamy tego co robimy i osiągamy. Według mnie, osiągnięcia nie muszą być wielkie. Chyba, że tego w...
Już kiedyś zdradziłam się z tym, że uwielbiam wodną toń. Woda mnie uspokaja. Woda mnie koi. Woda zabiera napięcie z ciała. Woda prowokuje wiele myśli. Te myśli zaś zazwyczaj zostają w niej i odpływają w zapomnienie. Pod wodą wszystko jest takie spokojne, a zarazem o wiele czulsze. Każdy własny ruch jest odczuwany dosłownie w każdym fragmencie ciała, nie tylko w poruszonej części. Każda myśl sprawia, że serce bije w różnym rytmie. Raz wolniej, raz szybciej. I słyszysz to własne bicie serca. Masz wrażenie, że wypełnia ono każdą komórkę twojego ciała. Dla mnie jest to bardzo hipnotyzujące. Ach, żałuję, że nie potrafię oddychać pod wodą, by móc być tam. Tam, gdzie nie dotyka mnie nic złego. To sprawia, że "wracam" do pierwszych chwil życia. To bardzo przykre, że ich nie pamiętam. Ale leżąc pod wodą tak to sobie wyobrażam. Jesteś zupełnie bezpieczny i otacza cię bicie serca. Kołyszesz się leciutko i nie doskwiera ci żadna niewygoda. Dźwięki docierają do ciebie łagodnie, choć są...
W zeszył tygodniu pieliłam grządkę z poziomkami. Pamiętaj, że za pierwszym razem nic z mojego siania nie wyszło, ale obecnie mam cała długą grządkę poziomkowych krzaczków. Pieląc przy ostatnim krzaczku zauważyłam pszczołę chodzącą po "piachu". Przez chwilę przestraszyłam się, że niechcący ciachnęłam ją motyką i teraz już na zawsze pozostanie uziemiona. Kucnęłam i obserwowałam ją przez chwilę. Chciałam jej jakoś pomóc, ale po chwili doszłam do wniosku, że rozsądniej będzie zostawić ją w spokoju. Przez cały czas starałam się, żeby na nią nie nadepnąć, ani nie zgnieść jej w inny sposób. Ostatecznie zniknęła, więc myślę, że jednak nie pozbawiłam jej możliwości swobodnego poruszania się. Tego samego dnia stałam na chodniczku i rozmawiałam z Wujkiem. W którymś momencie pokazał mi, że po kieszeni mojej żółtej koszuli chodzi pszczoła. Cóż, widziałam to trochę wcześniej i niekoniecznie mi to przeszkadzało, ale pomyślałam, że jeśli niechcący jej coś zrobię to będzie przykro. Poł...