11 dzień lata, czwartek

Poranki wydają się być identyczne i to niezależnie od pory roku, są jednak małe szczegóły, które sprawiają, że dni nie są swoimi kopiami. W moim sadzie są 2 nowe drzewa - jedna jabłonka i jedno drzewko pomarańczowe. Pomarańcze będą dopiero jesienią, ale jabłka zaczynają pojawiać się już teraz. Dziś udało mi się zebrać 3 słoiki miodu. 

[rozważam poważne przestudiowanie swojego zainteresowania pszczołami i owadami zapylającymi]

Podlewanie zaczynam od zielonych pomidorów. Są już duże, ale jeszcze nie zaczęły się rumienić. Nie spieszy im się zupełnie. W gruncie rzeczy mi również. Moje codzienne podlewanie urozmaica fakt, że cebule dojrzały. Zbieram 18 pięknych główek. To oznacza, że po południu czeka mnie wycieczka do sklepu po nowe nasiona!

Wypuszczam moje trzy kurki na podwórze. Abigail również dziś będzie skakać na zewnątrz. Zauważam, że puchate futerko zaczyna już zasłaniać jej oczka, więc czas ją wystrzyc. Wydaje się być zadowolona z efektu.

Cała ta poranna praca zajmuje mi  3 godziny i jestem tym nieco zmęczon. Pora wybrać się do miasta. Postanawiam, że pierw zajrzę do kuźni, by zobaczyć jak miewa się Grey. Później spotykam po drodze Ricka, więc idę z nim, by odwiedzić jego siostrę Popuri i ich matkę. Dostaję od Ricka gotowane jajko od ich kurki. To bardzo miłe. Chowam je do plecaka i biegnę dalej. Muszę jeszcze zdążyć do sklepu! Nim to jednak zrobię, wstępuję do biblioteki, by przywitać się z Marie - lubię jak się uśmiecha, a jabłko, które ode mnie dostała, chyba sprawiło jej dość przyjemności, by uraczyć mnie swoim uśmiechem. W końcu docieram do sklepu. Sprzedawca jak zwykle czymś zafrasowany, ale nie przeszkadza mi to. Kupuję nowe nasiona cebuli i decyduję się, że kupię jeszcze czekoladę - chyba zasłużyłem na jakiś łakoć. Skoro jestem już tutaj, postanawiam wstąpić do klinki. Witam się z Doktorem, daję mu chwast, który ostatnio znalazłem w lesie. Wydaje mi się, że jest trujący, ale Doktorek twierdzi, że może zrobić z tego użytek. Dobrze to słyszeć, może następnym razem też przyniosę. Witam się także z Elly i daję jej różowego kwiatka, który rośnie w lesie i od niedawna na moim polu. Elly przez większość czasu siedzi w klinice - jest taką jakby pielęgniarką, myślę, że to miłe, jeśli co jakiś czas jej przyniosę coś ładnego, zwłaszcza, że Doktorek nie zauważa, że Elly się w nim podkochuje. Biedna Elly. Wychodzę i idę do kościoła. Cliff jak zwykle siedzi w pierwszej ławce i rozważa jakiś poważny dylemat. Tak sądzę, że jest poważny, skoro codziennie tam nad nim rozważa. Z drugiej strony, może po prostu ma codziennie inny? Może kiedyś uda mi się go o to zapytać. Daję mu winogrono, które dziś dało mi moje drzewko. Martwię się, żeby chłopak nie umarł z głodu! Tak od rana do wieczora siedzi w tej ławce. Witam się z Pastorem. Pastor pyta, czy wysłucham jego kazania i naprawdę, byłoby to bardzo ciekawe, gdyby nie to, że tę historię opowiadał mi już niemal z tuzin razy! Wymiguję się więc, mówiąc, że czeka na mnie farma. W drodze powrotnej odwiedzam Ran w tawernie, później biegnę jeszcze na plażę, witam się z Kaiem, który akurat ma przerwę od pracy w kawiarence. Na plaży znajduję wyrzuconą przez morze belkę. Zabieram ją ze sobą i biegnę w stronę lasu - dam ją Brandonowi. Brandon jest tutejszym artystą - tak jakby. Mieszka w cieślą w chatce w lesie. Chce zostać wielkim rzeźbiarzem, ale tutejsi mieszkańcy uważają go za dziwaka - jak chyba każdego artystę. Brandon nie jest zbyt rozmowny, ale lubi, gdy przynoszę mu drzewne znajdźki. Idę jeszcze nad jezioro w głębi lasu. Tam znajduję kilka dziwnych chwastów i spacerującą przy swoim namiocie Jennifer. Jennifer jest bardzo troskliwa i lubi naturę, całe dnie spędza w lasach. Kiedyś widziałem jak specjalnie czekała na milicjanta, aby dać mu jakiś amulet szczęścia, gdy ten robił wieczorny obchód. Myślę, że to było bardzo miłe z jej strony. Jennifer zawsze chodzi w wełnianej czapce, ciekawe czy to jakiś jej amulet. Przywitałem się z nią. W drodze powrotnej wskoczyłem na chwilę do gorącego źródełka. Trzeba się czasami odprężyć. 

Nim wróciłem do domu, sprawdziłem, czy Ferenzo - źrebak, którego dostałem na odchowanie - wrócił do stajni. Wyczesałem go i porozmawiałem. Teraz można było już wrócić do chaty.

Pogodę na jutro zapowiadają słoneczną. Jak to w lecie. Mam tylko nadzieję, że tego lata nie będzie żadnych wichur! Oglądam jeszcze wiadomości i szykuję się do spania. Jutro kolejny pracowity dzień, trzeba będzie wysiać nowe nasiona.



Popularne posty z tego bloga