13 dzień lata, sobota

Rano miła niespodzianka, moje pomidory w końcu się zarumieniły i są gotowe do zbioru, więc swój dzień zaczynam od tegoż zajęcia. Nim podleję resztę roślin, idę do kurnika, by przywitać się ze zwierzętami i wypuścić je na zewnątrz. Mamy dziś bardzo ładną pogodę, więc nie ma co trzymać ich w zamknięciu. 

Podlanie upraw zajmuje trochę czasu, ale do 11 wszystko jest zrobione i oporządzone. Wyruszam więc do miasta po sprawunki. Pierw zaglądam do "PoPoultry". Wchodząc przerywam rozmowę domowników - bo jest to nie tylko sklep, ale też ich dom. Popuri, Rick i Lillia rozmawiają o mojej farmie i o mnie. Na mój widok Rick podchodzi od razu i chwali mnie za niesamowitą pracę z kurami. Cała rodzina mówi do mnie, a jednocześnie jakby wcale nie. Rick postanawia mnie przetestować i pyta, czy wiem, jak należy traktować jajka umieszczone w inkubatorze. Gdy odpowiadam prawidłowo wszyscy znów mnie chwalą. Jest to dla mnie dość niezręczne i nie wiem co począć, więc tylko przytakuję na ich wypowiedzi. Cóż, nie pożyłbym zbyt długo na tej farmie, gdybym nie dbał o wiedzę na różne tematy. Po wszystkim rozmawiam chwilę z Rickiem. Rick bardzo złości się o to, że jego siostra lubi Kaia. Uważa, że nie jest do dla niej odpowiednie towarzystwo. Zastanawiam się, czy on mu przypadkiem nie zazdrości? Oczywiście nie mogę go o to zapytać, więc napomykam tylko, że może Kai nie jest taki zły - co oczywiście denerwuje Ricka jeszcze bardziej. Kręcę przepraszająco głową i już nie mówię na ten temat. Pytam tylko o kilka spraw dotyczących kur i wychodzę. 

Cała ta rozmowa sprawia, że moje kroki kieruję w stronę plaży. Znów nie zdążyłem odwiedzić kawiarni Kaia, ale lato jeszcze trochę będzie trwało, więc może załapię się na lody. Witam się z Kaiem, wymieniamy kilka zdań. Kaiowi zdaje się podobać tutejszy spokój, który jest tak różny od miejskiego zgiełku. Zarzucam wędkę do morza. Po chwili wyciągam z wody kawałek konaru - odkładam go na bok - zaniosę go Brandonowi w wolnej chwili. Znów rzucam przynętę - ale i tym razem wyciągam jakiś śmieć. Zniechęcam się tym, zabieram konar i pogniecioną puszkę i opuszczam plażę. Puszkę wyrzucam do kosza na Placu, gdzie już zebrały się kobiety na plotki. Witam się z nimi i idę w stronę kościoła. Dziś w kościele jest Pastor, Cliff oczywiście i Jeff. Zgadzam się wysłuchać kazania, ale niestety nie dowiaduję niczego nowego. Witam się z Cliffem, ale znów jest zanurzony we własnych myślach. 

Zaglądam też do Kliniki, co okazuje się świetnym zbiegiem okoliczności - Doktor wykombinował jakiś nowy wynalazek, który dał mi na przetestowanie. Nie do końca zrozumiałem co miałoby to robić, bo mówił o usuwaniu negatywnego czegoś z mojego otoczenia i że tak samo się dzieje, gdy idzie się na spacer do lasu. Po cóż zatem nosić ze sobą takie ustrojstwo, skoro można iść do lasu? Nie mam pojęcia, ale zgodziłem się przetestować urządzenie. 

W drodze powrotnej na farmę wpadłem na Marie, która wychodziła z biblioteki. Wymieniliśmy kilka zdań i dałem jej jabłko, bo akurat miałem przy sobie, a wiem, że ona je lubi. Życzyliśmy sobie miłego wieczoru i ruszyłem dalej.

Na farmie wykonałem jeszcze kilka prac polowych - usuwanie chwastów i rozłupywanie kamieni. Niektóre z nich są ogromne, więc szybko się ich nie pozbędę. Wykorzystałem także nasiona od Karen, by zasiać trawę.

Spać położyłem się dość późno.



Popularne posty z tego bloga